Schowki...


Jedni bez efektów szukają ich przez całe życie, innym sukcesy przychodzą bez trudu. Mowa oczywiście o tajemniczych schowkach, o których legendy rozpalają od lat wyobraźnię poszukiwaczy. Opowieści o nich z reguły łączymy z licznymi miejscowościami Dolnego Śląska, tymczasem, jak się okazuje, szczególnie wiele odnaleziono ich w górnośląskim Bytomiu. Całkiem niedawno natrafiono na kolejne.


     Najbardziej sensacyjnym odkryciem było to, jakiego dokonano w styczniu 1946 roku, w piwnicach domu zajmowanego przez żonę jednego z bytomskich SS-manów. Jak informowała wówczas śląska prasa:

Ostatnio w Bytomiu uporczywie krążyła wiadomość, że niektórzy SS i SA – mani, biorący udział w wojnie polsko – niemieckiej w 1939 roku przynieśli do Bytomia pełna skrzynie czystego złota oraz różne inne kosztowności, jak brylanty, diamenty, itp. Przedmioty te ukryto w mieszkaniach krewnych SS-manów. Początkowo nie przywiązywano do tych wiadomości zbyt wielkiej wagi. Gdy jednak Milicja Obywatelska otrzymała już droga poufną pewne ściślejsze dane, dotyczące przywiezionego do Bytomia skarbu, wszczęto energiczne dochodzenia, w trakcie których przeprowadzono między innymi rewizje w mieszkaniu niejakiej Olgi Pietrzyckiej, zamieszkałej w Bytomiu przy ulicy Daszyńskiego 6. Rewizja dała wprost rewelacyjny wynik. Znaleziono bowiem w piwnicy starannie ukryte sześć sztab czystego złota, cechowanych godłem Państwa Polskiego o wadze 6 kg 574g. Złoto oddano do Narodowego Banku Polskiego na rzecz Ministerstwa Skarbu. Olgę Pietrzycką aresztowano i odstawiono do dyspozycji prokuratora przy Sądzie Okręgowym. Nie ulega wątpliwości, że znalezione złoto skradzione zostało w 1939 roku przez hitlerowców, którzy przed władzami niemieckimi zataili rabunek i podzielili się zdobytym z grabieży łupem. Mąż Pietrzyckiej był SS-manem i do tej pory nie powrócił z wojska niemieckiego. Dalsze dochodzenie w tej sensacyjnej aferze prowadzi prokurator.

     Afera faktycznie okazała się sensacyjną, bowiem przesłuchanie Olgi Pietrzyckiej doprowadziło do odnalezienia w piwnicy bytomskiej willi kolejnego schowka. Tym razem odnaleziono 250 sztuk 20 markówek w złocie, oraz 150 sztuk złotych franków szwajcarskich, Monety te także przekazano Narodowemu Bankowi Polskiemu w Zabrzu.

     W późniejszym okresie jeszcze wielokrotnie mogliśmy usłyszeć, bądź przeczytać, o odkryciach dokonywanych w Bytomiu. Raz był to kompletny mundur niemieckiego marynarza schowany w specjalnie skonstruowanej skrytce w szafie, innym razem broń z okresu II wojny światowej ukryta pomiędzy belkami stropowymi jednego z budynków. Z kolei w roku 1995 bytomscy policjanci w jednym z miejscowych stawów odnaleźli… 3 rozprute szafy pancerne. Jak później ustalono, sejfy pochodziły z napadów rabunkowych dokonywanych na terenie całego województwa katowickiego. Na kolejne „złotonośne” odkrycie trzeba było jednak poczekać aż do roku 2010, kiedy to lotem błyskawicy obiegła miasto informacja, o odnalezieniu w remontowanym budynku skrytki wypełnionej drogocennymi precjozami. Jak się okazało dwaj pracownicy prywatnej firmy, mający za zadanie wymianę okien w kilku lokalach mieszkalnych, w jednym z nich, pod zerwanym właśnie parapetem odnaleźli dwie zamurowane tam paczki. Po ich odpakowaniu okazało się, iż tajemnicze pakunki skrywają prawdziwy złoty skarb. W środku paczuszek odkryli  kilkanaście złotych monet o nominale 5 oraz 10 rubli, dwie złote 20-dolarówki oraz  złotą biżuterię. Niestety, odkrywcy zamiast przekazać znalezisko prawowitemu właścicielowi podzielili skarb po połowie i spieniężyli go w lombardzie, otrzymując w sumie 19 tysięcy złotych. O swoim odkryciu mężczyźni opowiedzieli kolegom, a informacja ta dość szybko dotarła także do bytomskich policjantów. Stróże prawa zatrzymali obydwu „bogaczy” i zabezpieczyli to, co ze znaleziska pozostało. Jak bowiem ustalono, wydobyty skarb powinien znaleźć się w rękach potomka dawnych lokatorów remontowanego mieszkania. Po wojnie lokum to zajmowało starsze małżeństwo, które do Bytomia przybyło z Kresów Wschodnich. Razem z dziadkami mieszkał około 50-letni dzisiaj mężczyzna. Jako mały chłopiec często słyszał od babci, że jest zabezpieczony finansowo na całe dorosłe życie. Kobieta nigdy jednak nie rozwijała tego tematu. Dziadkowie bytomianina zmarli pod koniec minionego wieku i sprawa popadła w zapomnienie, aż do feralnego dla dwóch poszukiwaczy skarbów dnia...

     Kolejne ciekawe odkrycie w Bytomiu miało miejsce we wrześniu 2017 roku. Wtedy to, także w czasie remontu, jeden z mieszkańców miasta odnalazł dokumenty, które w ukryciu przeleżały kilkadziesiąt lat. Usuwając starą szafkę, jaką zabudowany był zlewozmywak w kuchni, natrafił na dziwnie obluzowaną deskę w podłodze. Po jej usunięciu, ujrzał spoczywające w takim ukryciu zawiniątko pełne listów i dokumentów. Wszystkie sporządzone były w języku niemieckim. Jak twierdził odkrywca, dokumenty zawinięte były w szmatkę, na której widoczne były symbole SS, niestety była ona tak sparciała, że po jej dotknięciu rozkruszyła się całkowicie. W  środku jednak nie znajdowały się żadne urzędowe dokumenty, w tym te wytworzone przez zbrodniczą SS, ale miłosne listy wysyłane do Rosy, ówczesnej mieszkanki niemieckiego Beuthen,  przez jej męża (narzeczonego?) z wojska, ale nie tylko. Korespondencja, w znacznej części, pochodziła bowiem także z jednego z powojennych komunistycznych obozów pracy przymusowej dla Niemców, jakie funkcjonowały od roku 1945 w Bytomiu. W jednym z zachowanych listów czytamy m.in.:

Moja blondynko - Kochana Różo!
Dziękuję Ci z całego serca za kalesony. Bardzo się ucieszyłem, kiedy Cię zobaczyłem. Dziękuję Ci również za to, że mogę się cieszyć przez cały dzień z faktu widzenia Ciebie rano choć przez chwilę. Ale jedno mnie zawsze denerwuje Różyczko, tak często Cię prosiłem, żebyś mi napisała parę słów, ale na próżno. Dlaczego nie chcesz spełnić mojej prośby? (...). Nie możesz przecież wiedzieć, jak cierpię z tęsknoty za Tobą (...). Przemyśl Kochana, że tu jest mężczyzna, który chce Cię uszczęśliwić, jak nikt inny (...). 

     Być może to, skąd pochodziły listy, oraz fakt, że pisane były w języku niemieckim sprawiło, iż kilkadziesiąt lat spoczywały w ukryciu pod kuchenna deską. Nie było to zresztą pierwsze tego typu „podpodłogowe” znalezisko. W roku 2012 w Górnikach, jednej z dzielnic Bytomia, pod deskami podłogowymi odnaleziono dokumenty i pamiątki, jakie ukrył tam, urodzony w 1908 roku Anton Góra. Na cenne dla jego rodziny znalezisko składały się, oprócz dokumentów, także  artefakty, jakie przywiózł ze sobą z wywózki do Rosji sowieckiej, gdzie  do roku 1948 przebywał w obozie w Kazachstanie.

Miejsce,, w którym ukryto listy








     Równie ciekawe odkrycie miało miejsce kilka miesięcy temu w Miechowicach, dzielnicy Bytomia kojarzonej powszechnie z tajemnicą Szybu Południowego dawnej kopalni „Prusy” (po wojnie „Miechowice”). Tam, kilkaset metrów pod ziemią, wciąż na swoje odkrycie oczekuje kilkadziesiąt skrzyń, jakie miały zostać ukryte na przełomie lat 1944/1945. Zanim jednak do tego dojdzie, odnotowania wymaga cenne, z historycznego punktu widzenia, znalezisko, jakie ujrzało światło dzienne we wrześniu 2018 roku. Wtedy to, w czasie prowadzonego remontu w ProForcie w Miechowicach - siedzibie stowarzyszenia Pro Fortalicium, znajdującej się w budynku pełniącym funkcje szkolne od początków XX wieku, w trakcie rozkuwania ścian odnaleziono w przewodzie kominowym tajemnicze zawiniątko. Jak się okazało, jego zawartość stanowiły dokumenty szkolne, w tym przede wszystkim dzienniki lekcyjne z lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku. Z przekonaniem, graniczącym z pewnością możemy przyjąć, iż zostały tam schowane przed wkraczającą w styczniu 1945 roku Armią Czerwoną. W rękach człowieka znalazły się zatem po 73 latach od ukrycia. 

     Co ciekawe, sprawa odnalezienia dzienników i dokumentów szkolnych znalazła swój wzruszający epilog. Jak się okazało, w czasie jednego z Dni Otwartych Schronu w Miechowicach, miejsce to odwiedził były mieszkaniec Miechowic, przebywający od lat w Niemczech. Pośród odnalezionych dokumentów odnalazł dzienniki szkolne z lat, w których do szkoły uczęszczała jego nieżyjąca już mama. Niesamowitym przeżyciem było dla niego odszukanie jej nazwiska na liście obecności. Dziękuję za tę podróż w czasie, do chwil, o których opowiadała mi moja Mama – powiedział, nie ukrywając łez…

Dokumenty odnalezione w ProForcie






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz