Zaginiona kolekcja dzieł sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu


 

Od roku 1942, podobnie jak na innych terenach III Rzeszy, także i w Bytomiu rozpoczyna się akcja wywozu dzieł sztuki. W zamyśle jej organizatorów, ma ona ratować cenne eksponaty przed potencjalnym zniszczeniem ich w wyniku alianckich bombardowań. W praktyce jednak sprawia, iż wiele cennych zabytków zaginie i nie zostanie odnalezionych po dziś dzień....

 
   Głośnym echem odbiła się na całym świecie sprawa kolekcji dzieł sztuki, jaką przypadkowo ujawniono w Monachium, w mieszkaniu niejakiego Corneliusa Gurlitta. Jak ocenili eksperci, odnaleziony zbiór ponad 1200 obrazów w swojej zdecydowanej większości składać się miał z eksponatów zrabowanych podczas II wojny światowej. Cornelius Gurlitt odziedziczył go po swoim ojcu Hildebrandcie, który na polecenie władz III Rzeszy zajmował się handlem obrazami uznanymi przez Niemców za tzw. „sztukę zdegenerowaną” i zarekwirowanymi z muzeów lub odebranymi prawowitym właścicielom, w znacznej części osobom pochodzenia żydowskiego. Pośród ujawnionej kolekcji znajdują się obrazy tak znamienitych twórców jak Pablo Picasso, Marc Chagall, Henry Matisse, Otton Dix  czy Max Lebermann.
 
Hildebrand Gurlitt
 
   Jak twierdzi dr Robert Kudelski, jeden z największych znawców tematu zaginionych podczas wojny dzieł sztuki, do kolekcji Gurlitta mogły trafić także obrazy znajdujące się wówczas w Górnośląskim Muzeum Krajowym – dzisiejszym Muzeum Górnośląskim – w Bytomiu. Nie jest to jak się zdaje twierdzenie pozbawione podstaw. W roku 1937, kierowane przez Josepha Goebbelsa Ministerstwo Oświecenia Publicznego i Propagandy Rzeszy utworzyło specjalną komisję, która przeprowadziła przegląd zbiorów publicznych i dokonała wyboru dzieł reprezentujących ówczesną sztukę nowoczesną, uznaną przez nazistów za „sztukę zdegenerowaną”. Efektem jej pracy był zbiór ponad 16 tysięcy dzieł, które  miały stać się podstawą wystawy „Entartete Kunst” ośmieszającej i deprecjonującej nowoczesne prądy w sztuce. W zamyśle jej organizatorów miała ona ukazać w całej pełni pogardy produkty kulturalnego rozkładu, choroby drążącej od lat duszę niemiecką, z którą teraz zamierzano się ostatecznie rozprawić. Część tego zbioru wystawiono później na aukcjach, część przekazano różnym instytucjom, a niemal 5 000 eksponatów w marcu 1939 roku w ramach ćwiczeń praktycznych spalono na dziedzińcu głównej siedziby berlińskiej straży pożarnej. W propagandowej nagonce na twórców awangardowych wzięło wówczas udział także i Oberschlesisches Landesmuseum w niemieckim Bytomiu. W lutym 1934 roku w bytomskim muzeum zaprezentowano zwiedzającym, przybyłą z Wrocławia  wystawę „Sztuka śląska w czerni i bieli” („Schlesische Kunst in Schwarz – Weiß”), w ramach której przedstawiono – dla pokazania kontrastu – także wystawę „Entartete Graphik” (grafika zdegenerowana). Z początkiem 1941 roku, w swojej już szczątkowej formie do Bytomia trafiła również wystawa „Entartete Kunst” („Sztuka zdegenerowana”).
 
Mapka miejscowości, w których organizowano pokazy wystawy sztuki zdegenerowanej.
 
   Tę, można by powiedzieć najsłynniejszą wystawę propagandową XX wieku, powstałą na bazie zarekwirowanych muzeom i prywatnym kolekcjonerom dzieł sztuki otwarto w monachijskim Muzeum Archeologicznym w roku 1937. Po swojej premierowej ekspozycji wystawa pokazywana była do wiosny 1941 roku w wielu miastach Niemiec i Austrii. Na obecnie polskich terenach wystawę, obok Bytomia, pokazano także w Szczecinie, Wałbrzychu, Zgorzelcu, Legnicy i Opolu. W naszym mieście „Entartete Kunst” pokazywana była w dniach od 2 do 16 marca. Samo Muzeum Górnośląskie w swojej kolekcji posiadało również pewną ilość dzieł artystów uznanych przez nazistów za zdegenerowanych.  Spośród nich warto wymienić chociażby Brunona Schmialka. Postać ta jest o tyle ciekawa, iż także jego prace zostały pokazane w 1937 roku właśnie na wielkiej wystawie „sztuki zdegenerowanej”. Jak w opracowaniu poświęconym temu artyście napisał Przemysław Nadolski: „Schmialek wczuwał się w psychikę swoich bohaterów, jego dzieła miały swą własną dramaturgię. Sceny, które przedstawiał nawiązywały do aktualnych tematów, którymi interesowali się ludzie, jednak z odcieniem ironii traktowały pasje sportowe, czy filmowe. Przeciwstawiał prostego i zdrowego człowieka słowiańskiego Wschodu z jego niewyszukanym sposobem życia wszelkim przerostom cywilizacji zachodniej. Do ulubionych jego bohaterów należeli ludzie uciskani, opuszczeni przez innych, czy upośledzeni”. Jak twierdzi dr Meike Hoffman, pracownik naukowy i dydaktyk Instytutu Historii Sztuki Freie Universiat w Berlinie, z bytomskiego Muzeum naziści wywieźli 2 obrazy, 4 rzeźby i 2 grafiki czterech lokalnych twórców. Oprócz prac Schmialka były to dzieła Aloisa Kowola, Thomasa Myrtka i (najprawdopodobniej Franza) Hoffmanna. Z tezą o wywiezieniu z Bytomia dzieł Myrtka polemizuje Marek Wójcik, bytomski znawca twórczości tego rzeźbiarza. Niestety w chwili obecnej nikt nie jest w stanie stwierdzić po czyjej stronie znajduje się racja, bowiem ówczesne wydarzenia były niemal w ogóle nieudokumentowane. Stąd też do dzisiaj nie jest znana ani dokładna data przejęcia eksponatów, ani też nie udało się jednoznacznie zidentyfikować tych dzieł.  Tropem między innymi zaginionych bytomskich prac Schmialka i pozostałych  artystów podąża właśnie Departament Dziedzictwa Kulturowego działający w ramach Ministerstwa Kultury i Sztuki. Wedle słów Rzecznika Prasowego MKiDN:  „W 1937 roku z muzeów Wrocławia, Bytomia i Szczecina zostały wysłane do Monachium dzieła „sztuki zwyrodniałej” na wystawę „Entartete Kunst”. Zarekwirowane przez nazistów jeszcze w tym samym roku obiekty, zostały przeznaczone do sprzedaży. Wśród upoważnionych do sprzedaży detalicznej antykwariuszy znajdował się ojciec Corneliusa - Hildebrand Gurlitt”.
 
 
Wystawa sztuki zdegenerowanej. Zwiedza ją minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels 
(Bundesarchiv, Bild 183-H02648 / CC-BY-SA)
 
   Jak się jednak okazuje wśród poszukiwanych przez Ministerstwo Kultury zaginionych podczas II wojny światowej dzieł sztuki znajduje się także kilkadziesiąt innych prac będących własnością bytomskiej placówki. W prowadzonej przez Departament Dziedzictwa Kulturowego specjalnej bazie strat wojennych, będącej jedynym w Polsce ogólnopolskim rejestrem ruchomych dóbr kultury utraconych w wyniku działań wojennych odnajdujemy dzisiaj 23 obiekty pochodzące właśnie z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Udało mi się dotrzeć do tej niemal w ogóle nieznanej listy.
 

   Początków naszego Muzeum szukać musimy w roku 1909, kiedy to dwaj lokalni kolekcjonerzy - kupiec hurtownik Simon Macha i nauczyciel rysunku Hans Bimler - powzięli zamiar udostępnienia swoich zbiorów szerokiemu ogółowi mieszkańców miasta, i w ślad za tym zainteresowania ich utworzeniem ośrodka zajmującego się  poznawaniem i popularyzowaniem wiedzy na temat przeszłości Bytomia i jego najbliższej okolicy. Tworzone przez nich kolekcje składały się głównie z ceramiki śląskiej, odlewów z huty w Gliwicach i Berlinie, starych widoków  i fotografii Bytomia i okolicy, a także broni oraz obrazów malarstwa XVIII i XIX wieku. Wraz z kilkoma innymi bytomianami Bimler i Macha już rok później tworzą Bytomskie Towarzystwo Historyczno – Muzealne, którego podstawowym zadaniem  było – jak zapisano w Statucie Towarzystwa - gromadzenie rzeczy dawnych, zabytków przyrody, przedmiotów, dzieł sztuki  i przemysłu, dokumentów i książek związanych z Górnym Śląskiem, a szczególnie z miastem Bytom, przechowywanie ich i udostępnianie w powstającym bytomskim muzeum.

Nalepka, jaką swoje zbiory oznaczał Simon Macha
(za: zbiory Działu Historii Muzeum Górnosląskiego w Bytomiu)

   Borykając się z ciągłymi trudnościami lokalowymi, w roku 1922 zarząd Bytomskiego Towarzystwa Historyczno – Muzealnego powziął plan rozbudowy dotychczasowej siedziby poprzez dobudowanie  do istniejącego budynku kolejnego piętra. Po zakończeniu, sfinansowanych z miedzy innymi dofinansowania bytomskiego magistratu, ale przede wszystkim z zaciągniętej na ten cel pożyczki prac budowlanych, podwoje Muzeum w Bytomiu uroczyście otwarto 25 marca 1925 roku. Już cztery lata później rozpoczęto jednak budowę nowej, bardziej reprezentacyjnej siedziby Muzeum. Inwestycja ta rozpoczęła się w czerwcu 1929 roku, a zakończona została już rok później, przy czym jednak prace wykończeniowe sal przeznaczonych dla muzeum trwały jeszcze do roku 1932. Podstawowym zadaniem Muzeum w Bytomiu było ukazanie bogactwa kultury, rozumianej oczywiście szowinistycznie wyłącznie jako kultura niemiecka, na Górnym Śląsku. Cele przyświecające twórcom muzeum precyzował napis umieszczony przy wyjściu z ekspozycji: Pomóż nam badać, pomóż nam uczyć, / pielęgnować to co własne, bronić się przed tym co obce, / czcić nasze miasto i nasz region.

Budowa Muzeum Górnośląskiego
(za: zbiory Działu Historii Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu)
 
    Po agresji Niemiec na Polskę, 1 września 1939 roku, muzeum w Bytomiu systematycznie powiększa swoje zbiory. Od 1941 roku trwa tworzenie galerii malarstwa niemieckiego, skupiającego dzieła powstałe na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci. Działalność ta uzyskała mocne wsparcie samego gauleitera Prowincji Górnośląskiej Fritza Brachta, a za jej głównego pomysłodawcę uznaje się Ernsta Königera,  ówczesnego kustosza bytomskiego muzeum i prawą rękę dyrektora placówki dr. Frantza Pfützenreitera. On też został osobą odpowiedzialną za wybór i zakup eksponatów. Nad finansowanym ze środków Prowincji przedsięwzięciem czuwał radca krajowy Georg Kate, późniejszy starosta krajowy Górnego Śląska. Do bytomskiego muzeum zostały także zwiezione eksponaty zrabowane z Muzeum Śląskiego w Katowicach, którego gmach, jako będący symbolem i wyrazem polskości Niemcy postanowili zrównać z ziemią.
 
Muzeum Śląskie w trakcie rozbiórki. Stan na rok 1941
(za: Waldemar Odorowski, "Architektura Katowic w latach międzywojennych 1922-1939")
 
   Nie narzekając na brak środków finansowych Königer  ruszył w podróż po Rzeszy, gdzie stał się stałym bywalcem galerii, muzeów i aukcji dzieł sztuki. Utrzymywał także bezpośrednie kontakty z licznymi marszandami i prywatnymi właścicielami dzieł sztuki. Prowadząc taka politykę, bytomskie muzeum  w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku mogło poszczycić się już około 120 dziełami, malowanymi różna techniką,  z przewagą płócien pokrytych farbami olejnymi, ale też szkicowanymi ołówkiem i drzeworytami. Odnajdujemy wśród nich kilka obrazów Wilhelma Kuhnerta, Sigfrieda Haertela, Eugena Burkerta, Gustava Klimta, Adolfa von Menzel, Ludwiga Petera Kowalskiego, Friedricha von Amerling i pojedyncze: Rudolfa Misliwietza, Hanny Nagel,  Hansa Zimbala, Daniela Chodowieckiego, Kerstinga, Roberta Ruẞa, Georga Nerlicha, Louisa Gurlitta, Adolfa Liera, Ludiwga Willroidera, Carla Schucha, Wilhelma Trübnera, Carla von Piloty, Andreasa Achenbacha, Karla Hegemeistera czy Anselma Feuerbacha.

Rachunek za zakup dzieła Wilhelma Trubnera "Rosenhecke"
(za: Archiwum Państwowe w Katowicach)
 
   Od roku 1942, podobnie jak na innych terenach III Rzeszy, także i w Bytomiu rozpoczyna się akcja wywozu dzieł sztuki. W zamyśle jej organizatorów, ma ona ratować cenne eksponaty przed potencjalnym zniszczeniem ich w wyniku alianckich bombardowań. W praktyce jednak sprawia, iż wiele cennych zabytków zaginie i nie zostanie odnalezionych po dziś dzień. Bytomskie zbiory, wraz z cenniejszymi dziełami zagrabionymi z Muzeum Śląskiego w Katowicach ewakuowano przede wszystkim do Prudnika i Miedar. W tej pierwszej miejscowości zbiory ukryte zostały w klasztorze franciszkańskim, w drugiej przystanią w ich wędrówce stał się pałac baronów von Fürstenberg. Warto przypomnieć, iż prudnicki klasztor był jedną z tzw. „skrytek” wrocławskiego konserwatora sztuki Gintera Grundmanna. Tenże, po otrzymaniu specjalnego polecenia rozpoczął przygotowania do wytypowania i zorganizowania na terenie Dolnego Śląska specjalnych skrytek, w których umieszczone miały zostać najcenniejsze zabytki i dzieła sztuki. Głównym zadaniem Grundmanna było zabezpieczenie dzieł sztuki pochodzących z kościołów, muzeów i klasztorów. Eksponaty były wywożone w głąb Dolnego Śląska i ukrywane przeważnie w pałacach i zamkach. Lista miejsc, jaką opracował Grundmann obejmuje 80 pozycji, przy czym przypuszcza się, iż mogą to być dane niepełne.

Günther Grundmann
 
   Sporządzony przez wrocławskiego konserwatora wykaz przygotowanych skrytek odnalazł po zakończeniu działań wojennych Józef Gębczak, polski historyk sztuki i archiwista. Jemu także udało się rozszyfrować zapiski Grundmanna i przekazać polskiej ekipie rewindykacyjnej poszukującej zrabowanych i wywiezionych przez Niemców dzieł sztuki wskazówki dotyczące miejsc, w których ukryte miały zostać poszukiwane przez nią cenne muzealia. Jak wspominał po latach te wydarzenie sam Gębczak: „Wśród dokumentów urzędu konserwatorskiego Grundmanna szczególną wartość miały te, które zawierały informacje o miejscach ukrycia zbiorów (Bergungsorte). Nazwy miejscowości z reguły były zaszyfrowane. Nawet zespoły zabytków miały określenia szyfrowe, którymi np. oznaczano skrzynie. Tajemnicą miało pozostać - co i gdzie wywożono. Transporty odbywały się przeważnie nocą i często pod osłoną wojskową. Zarówno rozszyfrowanie, jak i zestawienie miejsc ukrycia nastręczało duże trudności. Właśnie bowiem w pomieszczenia urzędu konserwatora Grundmanna w gmachu Muzeum Sztuk Pięknych trafiła bomba i wszystko przysypała gruzem zawalonych sklepień. W czerwcu 1945 roku odkopywałem rozrzucone skoroszyty, teczki i luźne akta, które Niemcy pozostawili na biurkach, opuszczając 15 stycznia 1945 roku biura konserwatora Grundmanna wraz z całą ludnością nieprzydatną do potrzeb twierdzy, w jaką zmieniono Wrocław.  Na podstawie informacji zawartych w znajdowanych aktach ustalono nazwy miejscowości, do których Niemcy wywozili zbiory”.

   W opracowaniu przygotowanym przez Józefa Gębczaka zatytułowanym „Losy ruchomego mienia kulturalnego i artystycznego na Dolnym Śląsku w czasie drugiej wojny światowej” na temat zorganizowanej przez Grudmanna składnicy w Prudniku przeczytać możemy między innymi: „Ważna składnica zaszyfrowana lit. „B” zorganizowana już w kwietniu 1942 roku. Zawierała pierwszy zbiór z Miejskich Zbiorów Sztuki we Wrocławiu. Jako pierwsza też została zabezpieczona w maju 1945 przez ekipę rewindykacyjną Ministerstwa Kultury i Sztuki z dyr. Stanisławem Lorentzem na czele. Ocalał w ten sposób największy zbiór śląskiej rzeźby średniowiecznej. Przewieziony do Bytomia, gdzie znalazł prowizoryczne pomieszczenie, wrócił do Wrocławia w 1947 roku. (…) W Prudniku i w klasztorze franciszkańskim pod Prudnikiem były też ukryte zbiory z Muzeum katowickiego i bytomskiego oraz inne ważne zbiory polskie”.

Klasztor w Prudniku
  
   Prawdopodobnie w czasie działań ewakuacyjnych nie sporządzano spisów wywożonych zbiorów, a przynajmniej takie nie zostały dotychczas odnalezione. W dokumentach pozostałych po działalności Prowincji Górnośląskiej, odszukać możemy jedynie zbiorcze informacje na temat wartości materialnej zabezpieczanych eksponatów z Bytomia. I tak na przykład w dniu 24 czerwca 1944 roku, zbiory muzealne o wartości 40 869 marek przewieziono do pałacu w Miedarach, a 7 lipca  i 11 sierpnia do klasztoru w Prudniku. W pierwszym przypadku były to zbiory o wartości 220 418 RM,  w drugim 8 800 RM. Jedyne bardziej szczegółowe pismo, dotyczące ewakuacji zbiorów, jakie zachowało się w dokumentacji Prowincji Górnośląskiej, pochodzi z dnia 9 września 1942 roku.  Dokument ten, podpisany przez dyrektora Muzeum w Bytomiu dr. Pfützenreitera, informuje gauleitera Prowincji Górnośląskiej, iż przygotował bezpieczne miejsce dla przechowania części eksponatów muzealnych w Zakładzie Psychiatrycznym w Lublińcu. Jak pisze Pfützneireiter, w dniu 5 września 1942 roku zostały przeniesione tam obrazy zakupione do tworzonej galerii malarstwa niemieckiego, 10 cennych średniowiecznych rzeźb oraz 1 kosz cennych starodruków pochodzących z Górnośląskiej Biblioteki Krajowej. W najbliższym czasie – dodawał dyrektor Landesmuseum – przeniesione zostaną szczególnie cenne zabytki prehistoryczne i inne wybrane obiekty o szczególnym znaczeniu dla kultury niemieckiej. Czy tak się stało, nie wiadomo.

   Jak czytamy w sprawozdaniu śląsko-dąbrowskiego Oddziału Muzeów i Ochrony Zabytków z czerwca 1945 roku,  po zakończeniu działań wojennych na terenie Górnego Śląska, w bytomskiej placówce odnaleziono „180 obrazów galerii katowickiej (około 60% stanu przedwojennego), nieco zbiorów prehistorycznych, ludowych (ca 10% stanu przedwojennego), przyrodniczych i drobne fragmenty przemysłu artystycznego. Resztę zbiorów, zarówno katowickich jak i bytomskich wywieźli Niemcy do różnych miejscowości”.

Fragment sprawozdania śląsko-dąbrowskiego Oddziału Muzeów i Ochrony Zabytków z dnia 19 czerwca 1945 roku
(za: Archiwum Państwowe w Katowicach)
 
   Powojenna akcja rewindykacyjna prowadzona przez nowe polskie władze doprowadziła do odzyskania części wywiezionych dzieł, jednakże losy zdecydowanej większości eksponatów nie są znane do dzisiaj. Jak wynika z dokumentów archiwalnych, skutecznie rewindykowano przede wszystkim eksponaty przyrodnicze i prehistoryczne. Przykładowo w kwietniu 1945 roku ekipa rewindykacyjna z pałacu w Miedarach przewiozła do Bytomia 22 skrzynie zawierające naczynia cynowe z XVII i XVIII wieku, okazy prehistoryczne, nieco eksponatów etnograficznych, klisze i fotografie z działu prehistorycznego oraz książki z biblioteki muzealnej. Wszystkie te przedmioty zostały wywiezione z Bytomia w roku 1944. W Prudniku z kolei, w tym okresie zabezpieczono dużą ilość rozmaitych eksponatów pochodzących z Muzeum Śląskiego, Muzeum w Bytomiu i muzeów wrocławskich. Jak pobieżnie oceniono do ich przewozu potrzeba było aż 40 mniejszych samochodów ciężarowych. W listopadzie 1945 roku z klasztoru franciszkańskiego w tym mieście przewieziono do Bytomia 3 samochody ciężarowe mebli zabytkowych, a w siedzibie prudnickiego Starostwa  Powiatowego pozostawiono, przewiezione tam z klasztoru miedzy innymi: 38 obrazów malarzy niemieckich z XIX i XX wieku, 44 okazy ceramiki francuskiej i niemieckiej, 20 naczyń cynowych, 3 szafy motyli i owadów. Spośród obrazów pozostałych po galerii malarstwa Landesmuseum Oberschlesien zachowała się zaledwie część, między innymi: „Wybrzeże morskie w nocy” pejzażysty Oswalda Achenbacha, „Pejzaż ze stawem” malarza i rytownika Ludwiga Willroidera czy „Burzę na morzu” Hermanna Meviusa. Pośród braków, na szczególne wyróżnienie zasługuje kilka kobiecych aktów autorstwa znakomitego austriackiego grafika i malarza Gustava Klimta czy piękna scena balkonowa „Romeo i Julia” pędzla niemieckiego malarza klasycystycznego Anselma Feuerbacha.

Sprawozdanie z akcji rewindykacyjnej za listopad 1945 roku
(za: Archiwum Państwowe w Katowicach)
 
   Od 1992 roku polskie Ministerstwo Kultury gromadzi dane na temat strat wojennych dzieł sztuki z terenów znajdujących się w granicach Polski po 1945 roku. Obecnie w bazie tej zarejestrowane są 23 obiekty pochodzące z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Pośród nich znajduje się 21 obrazów oraz dwie rzeźby: „Klotho” i „Atropos” autorstwa znanego wrocławskiego rzeźbiarza i grafika Joachima Karscha. Wśród poszukiwanych obrazów odnajdziemy natomiast między innymi: „Willę włoską na zboczu góry” Friedricha Oliviera, „Portret mężczyzny /von Falke-Plachetzki/” malarza religijnego i portrecisty Johannesa Bochenka, „Szwaczkę” Gottfrieda Juliusa Scholtza, „Hirten mit Rinderherde im italianuscher Landschaft” Karla Steffecka czy „Zwierzyniec z kwiatami” jednej z czołowych malarek śląskich przełomu XIX i XX wieku, Gertrud  Staats.

Heinrich Kolbe "Portret kobiety".
Jeden z zaginionych obrazów Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu
 
   Poszukiwane są także, kolejny „Portret mężczyzny”, tym razem autorstwa specjalizującego się w tematyce historycznej Juliusa Hübnera, pejzaż „Griechische Berglandschaft” Carla Antona Rottmanna, „Portret Doktora Neigenfindt” i „Portret damy” Karla Josepha Raabe, „Szwaczka” Juliusa Scholtza, a także „Prinz Waldemar von Preusen” pędzla Carla Wilhelma Wacha, autora znanego szeroko portretu teoretyka wojny, generała Carla von Clausevitza, twórcy monumentalnego dzieła „O wojnie”. Czy zaginiona kolekcja powróci kiedyś do Bytomia? Casus ujawnionego niedawno tzw. zbioru Gurlitta pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko jest jeszcze stracone.

Anton Graff "Portret mężczyzny".
Jeden z zaginionych obrazów Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu
 



Zachęcam także do lektury skróconej wersji tego artykułu, jaki został opublikowany w miesięczniku "Odkrywca" w maju 2014 roku. W nim także kolejne reprodukcje utraconych dzieł bytomskiego Muzeum:
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz